Columbo w Zakopanem
opowiadanie
AUTOR
MARIUSZ KOPERSKI
Magister filologii germańskiej, literaturoznawca oraz pedagog. Autor cyklu Zakopiańska Powieść Kryminalna. Obecnie mieszka w Kościelisku.
- Tu nie wolno palić - powiedział polski policjant, wychylając głowę znad monitora komputera.
- Ale ja wcale nie palę - odpowiedział porucznik Columbo, unosząc w ręku na wpół wypalony wygaszony niedopałek cygara. - Ja tylko tak?
Policjant chciał coś powiedzieć, ale ostatecznie tylko kiwnął głową na znak, że akceptuje wytłumaczenie.
- Jeszcze raz proszę podać nazwisko - powiedział, zawieszając obie dłonie nad klawiaturą.
- Columbo - odpowiedział mężczyzna, poprawiając lewą ręką gęstą białą czuprynę.
- Columbo i? dalej? Jak na imię?
- Po prostu Columbo.
- Ale muszę wpisać coś w rubrykę imię, bo mnie dalej program nie puści. Rozumie pan?
- Rozumiem - odpowiedział mężczyzna, uśmiechając się łagodnie. - To niech pan wpisze „porucznik”.
Policjant prychnął.
- Ale to przecież nie imię. To stopień. Porucznik czego, właściwie? - zainteresował się.
- Policji - odpowiedział Columbo. - Niech pan tak wpisze. Nawet żona tak do mnie mówi.
- I gdzie jest pan w tej policji?
- Byłem. W Los Angeles. Długie lata.
Teraz jestem na emeryturze. Ale nadal wszyscy mówią do mnie porucznik Columbo.
- A ja byłem rok na stażu w Nowym Jorku - pochwalił się policjant.
- Stąd ten dobry angielski - zauważył Columbo.
- No, no, Nowy Jork, nie byle co. Urodziłem się w Nowym Jorku.
- I co pan tu teraz robi, poruczniku?
- Jestem na wakacjach - Columbo szczelniej zawinął się w stary prochowy płaszcz i postawił kołnierz.
- Zimno u was.
- No bo zima, to zimno - odpowiedział policjant, śmiejąc się. Najwyraźniej uznał, że powiedział coś dowcipnego.
- Jeździ pan na nartach?
- Ja? Nie. Ale moja żona uparła się, żeby spróbować na stare lata.
W ogóle wymyśliła sobie, że będziemy robić na emeryturze różne szalone rzeczy, na które nie było czasu wcześniej. Na przykład pojedziemy na wycieczkę do Europy.
- To pan pierwszy raz w Europie? - dopytywał policjant.
- Byłem kiedyś we Włoszech. Moi dziadkowie pochodzą stamtąd. A jeden z bratanków nawet się tam przeniósł jakiś czas temu. Do Vigaty na Sycylii. Zna pan? Też jest policjantem.
Policjant wzruszył ramionami.
- Szczerze mówiąc, pierwsze słyszę.
- Mamy tam pojechać, jak żona będzie już miała dość nart - powiedział, znowu poprawiając płaszcz. - Oby jak najszybciej - dodał pod nosem.
- I co pana do nas na komendę sprowadza? - policjant wrócił do bardziej oficjalnego tonu.
- Zaginął mi samochód - powiedział porucznik Columbo. - Zostawiłem przy ulicy przed hotelem, a rano go nie było.
- Aha - mruknął funkcjonariusz i zaczął pisać na klawiaturze. - Jak się nazywa ten hotel?
Columbo nie odpowiedział, tylko zaczął grzebać po kieszeniach płaszcza.
Zgaszony pet cygara ścisnął z wprawą zębami i wiercił się na krześle, próbując dotrzeć do wszystkich zakamarków swojego prochowca.
Wreszcie podniósł się z krzesła, rozpiął płaszcz i teraz wkładał ręce w kieszenie marynarki i spodni.
- Gdzieś tu miałem tę nazwę, na kartce, zapisałem sobie - mamrotał, trzymając w ustach cygaro.
- A nie pamięta pan? - spytał policjant.
- Cokolwiek, może przynajmniej na jakiej ulicy się znajduje?
Columbo wyjął z ust cygaro, złapał się za głowę i zamarł w tej pozie. Widać było, że intensywnie próbuje znaleźć jakieś skojarzenie.
- Jakby pan podał przynajmniej ulicę, to jak to wpiszę do komputera, do Google maps, wyświetlą nam się wszystkie hotele, które są w okolicy i wtedy sobie pan może przypomni - starał się pomóc policjant.
- To tak można? - spytał porucznik i pokręcił z niedowierzaniem głową. Z zaciekawieniem wychylił się do przodu, żeby zerknąć na ekran monitora na biurku.
- Ale macie technikę. My z żoną używamy ciągle zwykłych map - dodał z podziwem.
- Proszę usiąść, poruczniku, spiszę resztę notatki - policjant wskazał Columbo krzesło.
Porucznik zajął miejsce przed biurkiem, ale nadal trzymał się za głowę.
- Jakie to auto? - spytał policjant.
Columbo wrócił myślami do pokoju na komendzie.
- Zagraniczne - odpowiedział. - Francuskie. Peugeot 403. Cabrio.
Policjant zagwizdał z podziwem.
- Cabrio. A kolor, rocznik? Porucznik znowu podrapał się w głowę.
- Kiedyś było białe. Ale trochę je musiałem gdzieniegdzie podmalować i teraz jest takie? szarawe. Rocznik 1959.
- Toż to antyk - wykrzyknął policjant.
- Ale w bardzo dobrym stanie - zauważył Colombo. - Hamulce trochę słabe i akumulator stary. Ale poza tym nie mogę narzekać.
- I jak pan je tu przywiózł?
- Normalnie, statkiem. Przypłynął, zanim my dolecieliśmy samolotem.
Nie znoszę latać, ale podróży statkiem wręcz nienawidzę. A moja żona z kolei woli płynąć niż lecieć. Ale żeby było szybciej wybraliśmy samolot. Niestety psa musieliśmy zostawić u syna. Pewnie bardzo tęskni...
- A numer rejestracyjny auta?
- Ma kalifornijskie tablice. Ale numeru nie pamiętam. Żona będzie wiedziała? Poproszę, żeby do pana zadzwoniła i podała.
Policjant kiwnął głową na znak, że akceptuje takie rozwiązanie.
- I co? Postawił pan to auto przed hotelem, zamknął i poszedł spać, a rano go nie było? - spytał.
- Zgadza się, choć? Z tym zamykaniem było trochę inaczej. Zamek nie działa, więc?
- Więc był otwarty?
- No, na to wygląda.
Policjant rozłożył bezradnie ręce.
- No, panie poruczniku, tak nie można. To proszenie się o kłopoty. No dobrze, zajmiemy się tym. To tak nietypowy wóz, że powinniśmy go szybko znaleźć. Proszę zostawić numer telefonu, odezwiemy się. Dobrze?
Porucznik podziękował, znowu obwinął się dokładnie płaszczem, poprawił kołnierz i wyszedł z pokoju.
Dopiero wtedy policjanta zauważył na wpół wypalone cygaro leżące na brzegu biurka. Miał już wybiec za Columbo, kiedy na biurku zadzwonił telefon.
W słuchawce odezwała się funkcjonariuszka z centrali.
- Komisarzu, jakaś kobieta do pana.
- W jakiej sprawie?
- Nie mówiła, ale przedstawiła się
jako pani Columbo.
Policjanta zatkało.
- Columbo? Na pewno tak się nazywa?
- No przecież mówię. Podobno jej mąż siedzi u pana.
- Już nie, ale rzeczywiście tu był - policjant popatrzył na grubego peta na swoim biurku, jakby chciał przekonać sam siebie, że wizyta sprzed chwili nie była tworem jego wyobraźni.
- Połącz ją - powiedział.
- Panie Tomku, tu Anna Gruszka z Dzianisza - odezwał się rozgorączkowany kobiecy głos.
- To pani? A mówili, że?.
- No wiem, tak się przedstawiłam, bo nie wiedziałam, czy ten mój dalej u pana jest. Co ja mam z tym moim chłopem. Odkąd jest na emeryturze, nie mogę sobie z nim poradzić. Ta telewizja zupełnie przewróciła mu w głowie. Co chwila zamienia się w kogoś innego. W zeszłym tygodniu był doktorem Rossem z Ostrego dyżuru. Wie pan, tym, co go grał kiedyś George Clooney. Dobre sobie, mój stary i Clooney. Dziękuję, że zechciał pan wziąć udział w tej maskaradzie. Co ja z nim mam, mówię panu... Ale lekarz mówił, że tak trzeba? Że w końcu nad tym zapanujemy?
Ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę chwilę zaczekać - policjant rzucił do słuchawki i powiedział głośno:
- Proszę.
Drzwi uchyliły się i w szparze pojawiła się biała czupryna porucznika Columbo.
- Jeszcze jedna sprawa - powiedział.
- Jakbyście coś dla mnie mieli, najlepiej jakieś zabójstwo, to ja się chętnie tym zajmę. Wie pan, dopóki żona na nartach?